poniedziałek, 11 września 2017

Jak przetrwać z dwójką dzieci?

Pamiętacie taki filmik:


Do tej pory mnie śmieszy ;) Ale coś w nim prawdy jest ;)

To teraz kilka moich rad jak przetrwać z dwójką chłopaków (w tej chwili starszy ma prawie 3 lata, a młodszy prawie 8 miesięcy).

Wychodzę z domu. Wychodzę gdzie tylko mogę. Robimy sobie wycieczki, jak ta ostatnia do Reddish, korzystam z przeróżnych grup i zajęć - darmowych i płatnych, chodzę z nimi na kawę. Tak. Bo nie mam z kim. Większość znajomych pracuje, a Ci co mają dzieci to wiadomo - różnie z czasem, czasami da się z kimś dogadać, mamy fajną grupę mam parkowych na whatsappie, umawiamy się, ale to bardziej działało w tzw. wakacje, bo teraz część ich dzieci ma szkołę i jakieś tam zajęcia, więc czas też bardziej rozbity. W każdym razie tak, chodzę z moimi dziećmi na kawę. Bo nadszedł już taki czas że się da. Trzeba odnaleźć ten czas. Starszak też już spoko lubi jeździć autobusem, pociągiem (kiedyś to była udręka), a młodszy jeszcze tą podróż zwykle przesypia. Starszy też uwielbia teraz książeczki z naklejkami, więc mam go czym zająć w kawiarni czy przeciągającej się podróży (tak, teraz ZAWSZE mam książeczkę z naklejkami w torebce, robię sobie zapasy w B&M czy funtowym sklepie, raz tylko poszalałam z WHS; niedawno też fajne po funcie się w Lidlu trafiły).

Grupy - już mam taki grafik opanowany. Poniedziałek - galeria sztuki Whitworth Art Gallery - są zajęcia dla maluszków i dla starszych, zahaczamy o jedne i drugie. Tzw. drop in, więc nie trzeba się spieszyć na czas, od 11 do 15 można wpaść kiedy się komu podoba. Dzisiaj było o materiałach, tekstyliach, zabawy wstążeczkami, włóczkami, przeplatanie, wiązanie, itd. Fajnie spędziliśmy czas.



Wtorek - zajęcia sportowe w szkole St. Clements, nazywają się Superstars. Starszaki biegają z wuefistą, młodsze pełzające mają zabawki na kocyku. Na koniec piosenki i pomarańcze, banany.

Środa - Sure Start Playgroup - Stay&Play. Zabawki, podwórko z placem zabaw, zabawy w pianie, piasku, na koniec jak powyżej.

Czwartek - zajęcia w takiej siłowni gimnastycznej, te płatne, £5 za 45min zajęć + potem ciastko i rozwodniony sok w cenie, ma opiekunka mi wozić starszego na te zajęcia raz co 2 tyg., ja będę pewnie w tym czasie ogarniać zakupy/dom z młodszym.

Piątek - do tej pory były muzyczne u protestantów, no a teraz moje ukochane waldorfskie.

Basen w weekend, bo z tatą. Sama bym ich nie ogarnęła na basenie.

Do tego od czasu do czasu sala zabaw w Ashton (mówimy na to "Zamki", bo tam dużo zamków dmuchanych do skakania) lub jakieś inne lokalne atrakcje.

Park szczęśliwie mamy minutę od domu, więc jak jest pogoda (czytaj: nie leje jak wiadrem) to przynajmniej 2 razy dziennie, żeby się starszy wyhasał. No i wycieczki do innych parków, zaczęłam je zaznaczać na mapach.

Tak sobie zapełniam czas. Gotowanie proste, dużo pieczenia w piekarniku (bo mogę zostawić i wyjść do parku na chwilę), wolnowar dalej się sprawdza i o dziwo mimo że jestem tu bez rodziny, a męża nie ma w domu 10h/dziennie pon-piątek to zawsze jakoś mi się udaje z obiadem.

Doktorat za to póki co leży odłogiem. Udało mi się ogarnąć parę rzeczy w tamtym tygodniu, bo miałam opiekunkę dwa dni w tyg. po 2h. No ale w październiku zrobię 10 keep-in-touch days w pracy, a w listopadzie już wracam, na początek pomoże rodzina, a opiekunka lub au pair od stycznia.

Dużo świeżego powietrza - to najważniejsze dla 2-3 latka, żeby dało się przetrwać. Kiszenie dzieci w domu niewskazane. Idę, bo mały już się obudził i płacze, macierzyństwo wzywa! :*

Edit: O jeszcze zasnął. Co do tej kawy - w ciąży mi się wcale nie chciało, a wręcz mi obrzydła, chęć przyszła nie wiem, może koło 4 miesiąca po urodzeniu? Teraz max. 1 dziennie, ale piję. Daje mi to radość, to moja chwila. Czasem zastępuję przez kakao z gorącą wodą i odrobiną mleka (przyzwyczaiłam się do tego smaku, inny, ale nie zapycha jak kakao na mleku i szybciej się robi). Tak, wiem że kofeina i laktoza, czasem robię z mlekiem koko, ale raczej rzadko. Czasem anatol, rzadziej inka (ta bez dziwnych smaków, zobaczcie skład, te udziwnione smakowo są oczywiście też udziwnione składnikowo).

No i jeszcze jedno co do przetrwania z dwójką dzieci - LUDZIE. Już wspominałam że mam świetną grupę mam parkowych, chociaż teraz w roku szkolnym będzie ciężej się spotykać, ale lato było z nimi super. Nawet budowaliśmy szałasy w parku ;)))))




Informujemy się też o różnych atrakcjach gdzie wyjść z dziećmi. Teraz poznałam też fantastycznych ludzi w przedszkolu waldorfskim, gdzie czuję się zrozumiana, nieoceniana i akceptowana. Nasza wspólnota Domowego Kościoła też jest super, ale z Polakami za granicą ciężej się spotkać, wszyscy zapracowani i rozrzuceni po mieście.

Przez pewien czas mieliśmy na wakacje psa znajomych, pomocny przy dzieciach, zajmował mi starszaka i mogłam coś ogarnąć. Na dłuższą metę oczywiście dodatkowy obowiązek, ale nasz dogsitting był super ;) I mobilizował do wychodzenia, i zjadał co spadło małemu blw-jedzącemu. Zniszczył parę zabawek, ale opłacało się ;)


Ostatnia rada to internet. Oby nie za dużo przy dzieciach, ale czytanie o podobnych problemach i ich rozwiązaniach pomaga. Jestem na fb na grupach Montessori (fajne pomysły), self-reg, rodzicielstwo bliskości, home ed (też pomysły).. Telewizora nie mamy. Jest to leniwe rozwiązanie ułatwiające życie - posadzić dzieci przed hipnotyzującym ekranem, ale tego nie chcę, nie w moim stylu i nie dla ich dobra. Youtube czasami, nie za długo i nie na komórce! (żeby potem się na nią nie rzucali), głównie babyeinstein oraz trains compilation czy airplanes compilation. Tak w duchu Montessori starszak lubi oglądać PRAWDZIWE pociągi czy samoloty i takie mu pokazuję, nie jakieś tam uśmiechnięte śpiewające. Z komputera też muzyka - Arka Noego (najbardziej Petarda) i inne, polskie, ale nie głupawe! Lubimy np. to: https://www.youtube.com/watch?v=Gy-pl1HgSuw Komputer dla dzieci staram się maksymalnie 20min., chyba że muzyka z wyłączonym ekranem.

2 komentarze:

  1. Sylwuś, ja już nie mam malutkich dzieci, ale z radością przeczytałam o Twoich sposobach na przetrwanie z dwójką maluchów i nawet wyciągnęłam wnioski, a właściwie jeden: nie kisić się w domu !!!
    Podziwiam Twoje podejście i konsekwencję, jeśli chodzi o net i tv. Brawo !!! Arkę Noego - to i ja kiedyś dzieciom puszczałam do słuchania. Nadal mam ich płyty, bo lubię. Wychowanie to ciężka praca, ale wcale nie musi być nudna, a wręcz przeciwnie. Uściski posyłam i pozdrowienia !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ula, miło czytać od Ciebie :) Pozdrawiam również!!! :*

    OdpowiedzUsuń