wtorek, 23 lutego 2016

Angielskie smaki

Jako że właśnie oczyszcza mi się białko na AKTA i muszę czekać, mam kawę, trochę jestem zmęczona i nie chce mi się czytać publikacji to taki wpis z pracy (z pracą nie powiązany ;-))

Ilona (pozdrawiam! :-*) zapytała mnie ostatnio co gotuję i czy po polsku. Odkryliśmy kilka fajnych rzeczy kuchennych i kulinarnych w Anglii, których nigdy wcześniej nie jadłam/nie używałam i chcę się tym podzielić.

Wpis z serii "życie w Anglii".  
To nie jest wpis sponsorowany, nikt mi za to nic nie daje, dzielę się ze swojego doświadczenia.

1. Grill elektryczny.

picture from ebay.com

Dostaliśmy właśnie taki na parapetówkę w poprzednim mieszkaniu. Jest super! Łosoś z grilla albo ser halloumi czy oscypek - super sprawa. A propos grillowanych serów - bardzo dobra sałatka z oscypkiem, winogronem, grillowanym kabaczkiem i sałatą, póki ser jeszcze ciepły - świetne. W grillu robiliśmy też burgery, podgrzewaliśmy różne obiadowe dania, ostatnio najczęściej jednak ryba z grilla ma wzięcie u nas ;)

2. Blend active.

picture from argos.co.uk


Z polecenia przez znajomych. Świetny, świetny, świetny! Kupiliśmy w tesco z dwoma butelkami za jakieś ~£17. Fantastyczny do koktajli, mielenia wszelkich owoców i warzyw, nawet orzechów! Dzięki niemu zaczęliśmy pić koktajle z burakiem czerwonym, selerem naciowym, szpinakiem, ogórkiem.. Możliwości mnóstwo. Orzechy na tort zmielił znakomicie. Polecam ogromnie! Do tego fantastycznie łatwo się myje.

3. Garnek do pieczenia.

picture from smakowitychleb.pl

Dostaliśmy na gwiazdkę od znajomych. Super! Dzięki Sylwestrowi z weganami nauczyliśmy się piec warzywa - pieczony kalafior z kurkumą, pieczone brukselki z chilli i różne mieszanki warzyw. Super sprawa!

4. Maszyna do chleba.

Kupiliśmy maszynę do chleba i przestaliśmy kupować chleb. Pieczeniem najczęściej zajmuje się mąż, wymyśla nowe mieszanki, różne ziarna, różne mąki. Używamy mąk: orkiszowej, gryczanej i różnych wieloziarnistych najczęściej z dodatkiem pszennej, żeby dobrze wyrósł. Niestety nasza maszyna ma wadę - nie ma ustawienia samego pieczenia, tylko programy które w różny sposób mieszają. Jest to o tyle niewygodne, że NIE DA się w niej upiec chleba na zakwasie, tylko na drożdżach... Kiedyś ją wymienimy i weźmiemy to pod uwagę. Nie wiedzieliśmy, gdy ją kupowaliśmy. Na szczęście była tania, jakieś 30-35 funtów w Aldi.

5. Nóż tytanowy, podgrzewa się w ręce (do zimnego masła).
SpreadTHAT! Self-Heating Titanium Butter Knife

picture from blessthisstuff.com

Kupiliśmy na walentynki ;-) Serio. Dobry do masła z lodówki - a takie lubię najbardziej. Margaryny nie jadamy, a wiecie jak czasem ciężko masło rozsmarować ;-)


Odkrycia kulinarne:

1. Sweet potato i butternut squash.

Odkrył mąż po zajęciach z BLW. Dziecko nasze nigdy nie jadło papek (bless that! jest mega samodzielny w jedzeniu i wszystkiego chce próbować - póki co), bardzo spodobała nam się idea BLW, którą też wspiera NHS i organizuje darmowe szkolenia dla rodziców. Na takim szkoleniu zachwalali słupki ze słodkich ziemniaków i butternuta dla dzieci. Mąż upiekł razem z serem feta i natką pietruszki - bardzo fajne danie! Poza tym uwielbiam zupę ze słodkiego ziemniaka z butternutem, zblenderowaną z dużą ilością rozmarynu (odkryłam w Idle Hands i uwielbiam!) i odrobiną śmietany.

2. Świeża kolendra i kuchnia tajska.

W Anglii odkryliśmy thaikhun.co.uk i pokochaliśmy. Chyba nigdy wcześniej nie jadłam tajskich dań, tej mieszanki smaków - słony, kwaśny, słodki - z sosem sojowym, limonką, imbirem, trawą cytrynową i świeżą kolendrą. W kolendrze się ostatnio zakochałam. Uwielbiam zapach tych liści, uwielbiam świeżość, a jeszcze z imbirem i limonką - to moje ulubione. Wczoraj gotowałam po tajsku, nic trudnego, ale przydałby się wok. Chyba będzie to nasz następny zakup.

3. Hello Fresh

Na Hello Fresh namówił nas domowy wciskacz. To pudło z produktami i przepisami do zrobienia obiadu w domu (z założenia lokalne, część była lokalna, część nie, ale może to też kwestia sezonowości), które przywozi kurier. Mięso jest specjalnie zapakowane, woreczki próżniowe i woreczki z lodem, owinięte czymś sianowatym ;)  Dopiero dostaliśmy pierwsze, to początek, ale jesteśmy zadowoleni. Zobaczymy jak będzie dalej. Są też dania słynnego Jamie Oliviera. Jest w środku wszystko, co potrzeba. Z pierwszego dania - obiadu na 2 osoby, wyszły nam 4 obiady więc spoko. Chyba się opłaca, ale jeszcze zobaczymy ;)

A co z kuchnią angielską?

Typowe angielskie śniadanie - jak każdy wie - tłuste i ciężkostrawne. Nienawidzę tej ich fasolki i chleba gąbki. W ogóle tego pieczywa tu nie lubię, no ale my pieczemy sami - jak już pisałam. Wracając do angielskiego śniadania - czasem zdarzy nam się zjeść boczek grillowany albo smażony lub te tłuste kiełbaski ;) Wtedy wybieramy jak najlepszą jakość. Parówek nie jemy, te kiełbaski sporadycznie, ale tak. Mały lubi. Chyba dlatego że takie miękkie ;)
Obiad angielski - bardzo popularny jest ziemniak z fasolką i serem (jacket potato). Jadłam raz, chyba ostatni ;)

A co z kuchnią polską?

Jakoś rzadko. Nie pamiętam kiedy robiłam ostatnio mielone. Schabowych też nie pamiętam. Prędzej jakieś gotowane-duszone pulpety. Na lepienie pierogów nie mam czasu - chociaż robiłam parę razy, specjalnie dla znajomych obcokrajowców. Czasem zdarzy nam się kupić gotowe w polskim sklepie. Zupy nie za często - chociaż chciałabym to zmienić. Czasem rosół.

Jeszcze chyba powinnam podkreślić że w sumie ze 2-3 razy w tygodniu kupuję coś sobie na uczelni - zupę albo jakieś danie (chociaż są słabe). Mąż też czasem je na uczelni, a mały zawsze je u opiekunki, więc te nasze domowe posiłki to raczej kolacje, taki angielski dinner, a lunch w pracy (no, poza weekendami). Jeżeli chodzi o restauracje to poza tajską mamy swoją ulubioną indyjską. Czasem też jemy pizzę, najczęściej robioną przez męża. Mieliśmy też fazę na tofu, ale jakoś nam przeszło. Dużo robimy sosów, niekoniecznie z mięsem, lubimy też soczewicę. Sporo jemy różnych kasz.

Rano króluje owsianka - to jedzą wszyscy - raz na mleku, raz na wodzie, czasem z jogurtem. Z orzechami, rodzynkami, daktylami, suszonymi morelami, czasem z dynią, słonecznikiem, makiem.

Staramy się wybierać zdrowe, jak najmniej przetworzone, nigdy parówki, nigdy słodkie jogurty, tylko naturalny, najlepiej grecki. Mleko organiczne, czasem kokosowe. Aha, tutaj też odkryłam olej kokosowy i masło klarowane (butter ghee) do smażenia. A olej kokosowy do wszystkiego, też w kosmetyce.

Z przypraw jeszcze do kolendry dodam kmin rzymski z kuchni indyjskiej. Też uwielbiam.

Chyba póki co tyle w temacie.

Słodkości?

Ciastka owsiane, czasem muffinki piekę, szarlotkę sypaną. Czekolada gorzka do kawy. Niedawno ciasto z kaszy jaglanej z kakaem, w smaku takie budyniowe, było ok.

Smacznego! ;)

1 komentarz: