czwartek, 21 czerwca 2018

Moja historia karmienia piersią

Kinga z LaktoMoc poprosiła mnie o spisanie takiej historii, więc zapraszam.
Karmię w tej chwili już 3,5 roku, teraz drugie dziecko, karmiłam w ciąży i potem w tandemie. Według kalkulatora z mataja.pl to już 1175400 ml = 1175,4 litra mleka! Dużo?

Do karmienia nikt nie musiał mnie przekonywać. W ogóle też nie brałam pod uwagę innej opcji. Nie zakładałam też z góry żadnego wieku "do kiedy", chciałam żeby się zakończyło naturalnie. W ciąży przeczytałam kilka fajnych książek, w których też było o karmieniu. Ina May Gaskin ("Duchowe położnictwo" i "Poród naturalny" - te przeczytałam, chociaż ona ma jeszcze typową o karmieniu pod jakże jednoznacznym tytułem "Karmienie piersią"), BLW, "W głębi kontinuum" i inne z rodzicielstwa bliskości, wszystkie przypominały o tym, że to naturalne, najlepsze mleko pod względem składu, że bliskość, poczucie bezpieczeństwa dla dziecka, zdrowie itd.

Daniela karmiłam 3 lata. Oczywiście pod koniec to już było sporadycznie, w kryzysowych momentach, aż sam przestał prosić, a ja też już nie proponowałam. Sam początek zaraz po narodzinach nie był łatwy, ale miałam wspaniałą położną z One to One, Emma, też była w ciąży jak rodził się Daniel :-) Daniel urodził się w niedzielę po 8 rano (tą historię można przeczytać tu). Przystawiałam go z jej pomocą i wydawało się że coś jadł, ale ja tego mleka w pierwszy dzień w ogóle nie czułam, nie widziałam i nie byłam pewna czy jest czy nie. Na drugi dzień kiedy inna położna zapytała mnie co ile go karmiłam to właściwie nie potrafiłam odpowiedzieć, bo w tych emocjach i zmęczeniu to nie pamiętałam dnia (od tamtego pytania przez jakieś 2 tyg. zapisywałam w kalendarzu co ile jadł, ile czasu mniej więcej i ile było brudnych pieluch ;-) przy drugim dziecku już tego nie robiłam). Zwróciła uwagę na to że trzęsą mu się rączki i powiedziała że może za mało (potem w internetach przeczytałam że takie trzęsące rączki się zdarzają i że to z powodu niedojrzałego układu nerwowego) i powiedziała że może warto będzie go dokarmić mlekiem modyfikowanym ze strzykawki, tak koło mililitra po moim karmieniu. Emma z kolei zaproponowała żebym starała się odciągać jak mały zaśnie i jeśli uda mi sie chociaż jedną kroplę "wyciągnąć" to żeby wziąć na palec i dać mu do buzi. To drugie mi się udało kilka razy. Mąż kupił jedną buteleczkę mm i strzykawkę na wszelki wypadek i rzeczywiście w nocy jak mały bardzo płakał to go dokarmiliśmy sztucznym mlekiem, ale to było bardzo mało, może z 5 mililitrów wszystkiego razem (jak to potem opowiadałam koleżance z Polski, to mówiła że jej położna w szpitalu też kazała dokarmić, ale to była butelka 50 mililitrów! o.O). Na trzeci dzień już było mleczko ;-) Piersi zrobiły się wielkie, mleka dużo i już wiedziałam że więcej dokarmiania strzykawką nie trzeba. Emma pokazała mi kilka pozycji do karmienia i już nie było problemów. A to mleko sztuczne z ciekawości spróbowaliśmy oboje z mężem - OKROPNE! Smakuje jak woda po gotowaniu kalafiora. I tak karmiłam Daniela przez 3 miesiące, po czym... musiałam wrócić do pracy. Nikomu tego nie życzę, to było bardzo za wcześnie.. Na kolejne pół roku został pod opieką męża. Ja co prawda miałam tzw. flexible-hours i na początku pracowałam jakieś 5-6h dziennie, ale łatwo nie było. Chłopaki raz dziennie przyjeżdżali do mnie do pracy na karmienie, poza tym odciągałam. Odciągałam w pracy i w nocy, na dwa laktatory na raz, męczące i czasochłonne. Ale dociągnęliśmy do 5-go miesiąca (może 5 i pół) tylko na moim mleku. W piątym miesiącu miałam kryzys tego odciągania i było za mało, postanowiliśmy jednak kupić puszkę proszku modyfikowanego i mąż dokarmiał go tym mlekiem z proszku. Ja i tak odciągałam, ale chyba już wtedy skończyłam z odciąganiem nocnym, tylko karmiłam w nocy. Nie wykorzystaliśmy całej puszki, nadszedł 6-ty miesiąc i zaczęło się powoli BLW. I było super! Daniel był zainteresowany jedzeniem wszystkiego - warzywa, owoce, chleb, cokolwiek - wszystko mu się podobało. I doszliśmy do wniosku że nie potrzebujemy mm, wystarczy moje mleko i jedzenie. Pamiętam że znalazłam w internecie jakiś przepis na placek z mlekiem w proszku i tak wykorzystałam resztę ;D W pracy dalej odciągałam raz dziennie (albo oni przychodzili) chyba tak gdzieś do 9-tego miesiąca. Potem karmiłam rano, po powrocie z pracy, wieczorem i w nocy, no i częściej w weekendy. Daniel miał rok i 4 miesiące jak się dowiedziałam że jestem w ciąży, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na karmienie. Uciążliwe zrobiło się dopiero pod koniec, bo już brzuch duży i było mi niewygodnie, piersi też były bardziej wrażliwe. Gdzieś czytałam że dzieciom czasem przestaje smakować w ciąży, bo mleczko się zmienia, to jakoś u nas chyba było odwrotnie ;-) No i jak się urodził Kacper (o czym tu) to pewnie że karmiłam dwóch na raz. Starałam się żeby noworodek był pierwszy, ale mleka było dużo, więc nie musiałam się przejmować, jak jest popyt to jest i podaż ;-) Daniel po narodzinach Kacpra nawet chciał więcej, bardziej mu smakowało. A potem stopniowo zmniejszało się u Daniela, a Kacpra dalej karmię. Trudności? Z piersiami nie miałam żadnych problemów, oprócz tego że Daniel bardzo mocno mnie ugryzł kilka razy (Kacper już tak nie gryzie :P ) i raz przez ten cały czas miałam zatkany kanalik. Pomogły ciepłe okłady i częste przystawianie. Dużą trudnością jest niestety odrzucenie i niezrozumienie ze strony otoczenia. Szczególnie bolało mnie to w rodzinie. Wspierał tylko mąż. Część rodziny nie wie i nigdy się nie dowie ile czasu karmiłam, i że dwóch na raz (!), ale niestety są osoby, których komentarze z tym związane były bardzo raniące. A naukowe argumenty w ogóle do nich nie przemawiały.. Miewałam też gorsze chwile w tym tandemie, bo noworodek ssie delikatnie, a dwulatek inaczej i czasem mnie to wręcz denerwowało - nie wiadomo skąd pojawiały się negatywne emocje.  Czytałam, że to normalne, że nasza biologia dba w pierwszej kolejności o nowonarodzonego. To była wręcz złość, ale przeszła sama, może po 2 miesiącach? I tak wolałam starszego usypiać przy piersi - jak zawsze, zamiast walczyć z płaczem. Kacpra też usypiam przy piersi, najlepszy sposób. Ważne - chłopaki na prawdę mało chorują, tylko przeziębienia. Daniel raz miał wysypkę (chyba alergiczną?) przez jeden dzień, raz bostonkę (dokładniej: chorobę rąk, nóg i jamy ustnej), no i kilka razy w życiu podwyższoną temperaturę; Kacper (na dzień obecny ma rok i 5 miesięcy) nigdy jeszcze nie miał gorączki! No może powinnam powiedzieć wysokiej gorączki, bo jak był przeziębiony ostatnim razem to czułam w nocy że jest ciepły i na pewno temperatura była podwyższona, ale wiedziałam że organizm walczy i jest ok. Nigdy nie było angin, czy poważniejszych rzeczy jak zapalenie płuc itd. Nigdy. Nie mogę zaświadczyć że to kwestia tylko mleka, ale na pewno się do tego przyczyniło. Myślę że w kwestii karmienia zrobiłam co mogłam najlepszego dla nich. Cieszę się że starszy sam się odstawił. Jeśli jeszcze przyszłoby mi karmić, na pewno to zrobię (też w tandemie ;-) ). Niezdecydowanym i potrzebującym więcej dowodów naukowych polecam www.hafija.pl


3 komentarze: